Do Asuncion dotarliśmy późnym wieczorem. Kiedy pojawiliśmy się w domu naszego hosta z Couch Surfingu ( a dokładniej była to mini fabryczka opakowań do pizzy :-) ) okazało się, że nasze łóżko jest już zajęte. Gospodarz zaoferował nam nocleg pod namiotem w ogrodzie, lecz my pilnie potrzebowaliśmy prawdziwego łóżka, więc przenieśliśmy się do pobliskiego hostelu, który znaleźliśmy na szybko w internecie. Asuncion to bezpieczne miasto, i przemieszczanie się uliczkami do naszego hostelu w środku nocy nie wiązało się z żadnym ryzykiem.
W hostelu El Viajero spędziliśmy tylko na jedną noc, choć planowaliśmy kilka. Niestety miejsce nie przekonało nas, a raczej ciąg niesprzyjających okoliczności skutecznie zniechęcił: w naszej klimatyzowanej dwójce klimatyzacja nie działała, w zamian dostaliśmy 2 wiatraki, ale tylko jeden z nich działał… przez 5 minut, a potem już nie. Na dziedzińcu hostelu przez całą noc grała muzyka… głośna… bardzo głośna muzyka. I pomimo, że przygrywała tylko kilku zmęczonym backpackersom sączącym piwo, obsługa nie była chętna, żeby coś z tym zrobić. Na sam koniec, o poranku, zbiornik z wodą nad toaletą spadł Michałowi na plecy (na szczęście nie było ofiar w ludziach), zalewając wodą całą łazienkę.
Niezniechęceni czym prędzej udaliśmy się do kolejnego hostelu, gdzie zostaliśmy przez kilka dni.
Hostel który polecamy: Arandú Hostal
Hostel, w którym górnopłuki spadają na ludzi: El Viajero Asuncion Hostel & Suites
Nie mieliśmy szczególnych oczekiwań co do Asuncion. W końcu prawie nic nie wiedzieliśmy o Paragwaju, poza tym, że daleko mu do turystycznej super atrakcji. A Asuncion zwyczajna stolica niewielkiego, ale rozwijającego się kraju, ze wszystkimi cechami takich miast: lekki chaos architektoniczny, street food, slumsy przy parlamencie. Taki trochę mix Havany (budynki w stanie rozpadu) i San Francisco (ulice na siatce w kratkę, prowadzące w górę i dół) minus ocean (Asuncion leży nad rzeką).
Ulice Asuncion to grille (asado), sprzedawcy roślin z których robi się napój terere, umorusane dzieciaki Indian Guarani bawiące się w chowanego, mężczyźni siedzący na ławce i popijający terere z guampy, raz po raz napełniając kubki zimną wodą z czerwonych termosów, młode dziewczyny oferujące przechodniom perfumy w promocyjnej cenie, a obok rządowego sklepu z wyrobami rękodzielniczymi i pamiątkami, siedzące dwie Indianki plotące opaski na nadgarstki na sprzedaż, a w małym barze za rogiem najlepsze na świecie wyciskane soki z pomelo.
Kilka zdjęć ze wsi Chacoi, do której dostaliśmy się łódką motorową z Asuncoin. Chacoi leży na drugim brzegu Rio Paragway, skąd roztacza się panorama stolicy.
Na kilkugodzinną wycieczkę pojechaliśmy do miasteczka Aregua, tam odpoczywaliśmy na molo i kupowaliśmy łapacze snów od sympatycznej mamy dwójki sympatycznych dzieciaczków. No i w między czasie była jeszcze smaczna kawa i ciacho :)