Góry Semien

Komu Etiopia kojarzy się z górami, kilometrowymi przepaściami, zielonymi dolinami? Zapewne tylko tym, którzy tam dotarli…

Zanim wyruszyliśmy

Wszelkie formalności związane z wejściem na teren Parku Narodowego Simen należy załatwić w Debarku, niewielkiej miejscowości leżącej na skraju parku. Trzeba tu opłacić pozwolenia i wynająć strażnika z kałasznikowem (warunek konieczny z punktu widzenia lokalnego prawa). W górach prawie nie istnieje infrastruktura turystyczna, więc większość podróżnych decyduje się również na przewodnika, kucharza, namioty, muły, które będą tachały cały sprzęt i jedzenie. My wzięliśmy tylko strażnika i postanowiliśmy nocować w tzw. community lodges, czyli w niewielkich schroniskach prowadzonych przez mieszkańców górskich wiosek. Schroniska te w rzeczywistości były prostymi chałupami z kilkoma pomieszczeniami, w tym maksymalnie 2 sypialnie dla gości (wyposażone w metalowe łóżka). Takich miejsc było 3 na naszej trasie, a każde oddalone od siebie o około 8 godzin marszu. Ten fakt zdeterminował ostateczny plan naszej wędrówki.

Przez góry

Debark – Sankaber – Gich – Chennek – Debark

Dzień 1.

Ze względu na monotonię początkowego odcinka trasy i… nasze lenistwo, pierwszy, 10 km odcinek, pokonaliśmy samochodem terenowym wraz, z trójką Polaków (po raz kolejny spotkaliśmy Polaków w najmniej oczekiwanym momencie), tym samym dając sobie czas na dodatkową aklimatyzację w Sankaberze (3200m npm). Dwugodzinny spacer po okolicy pomógł nam wdrożyć się w górskie klimaty. Już tutaj widoki były oszałamiające: strome ściany i kilkusetmetrowe przepaście, nad którymi lekko szybowały orły… i ta niczym nieograniczona przestrzeń, której tak bardzo nam, mieszczuchom na co dzień brakuje.

Dzień 2.

Rano, zaraz po zjedzeniu bułek z polskim pasztetem, wyruszyliśmy w trasę. Początkowo szliśmy ubitą, ciemno ceglastą drogą, którą raz po raz przejeżdżały przeładowane ciężarówki wywołując olbrzymie tumany pyłu… Gdy słonce sięgnęło zenitu, naszym oczom ukazał się malowniczy, wciśnięty pomiędzy klify, wysoki na kilkadziesiąt metrów, wodospad. Usiedliśmy na brzegu urwiska by kontemplować rozpościerające się stamtąd wspaniałe widoki. Ruszyliśmy dalej. Wczesnym popołudniem droga zrobiła się bardziej stroma i wtedy pierwszy raz poczuliśmy w płucach, że tlenu w powietrzu jest tu znacznie mniej niż tam, skąd przyjechaliśmy. Na wysokości 3600m npm wysokie lobelie (egzotyczne rośliny przypominające krzyżówkę juki z palma, po przekwitnięciu wygladaja jak słupy) zastąpiły drzewa, a olbrzymie ptaki – kruki grubodziobe i orłosępy – coraz częściej zataczały okręgi tuż nad naszymi głowami. Późnym popołudniem dotarliśmy do płaskowyżu gdzie znajdowało się schronisko, w którym spędziliśmy noc. Sympatyczni gospodarze (mieszkańcy pobliskiej wioski) pomogli nam przyrządzić na ognisku (w kuchni) wieczorny posiłek, który składał się z przyniesionych na plecach składników: ryżu i tuńczyka z puszki. Do wyboru mieliśmy też etiopski przysmak – indżerę z mięsem z kozy – ale tym razem znów się nie zdecydowaliśmy.

Dzień 3.

Dzień trzeci bez wahania można nazwać dniem wyzwań. Zaraz po porannej toalecie w jedynej w okolicy, lodowatej, ale za to bieżącej wodzie oraz napełnieniem nią naszych plastikowych butelek (i dodaniu tabletek uzdatniających wodę) ruszyliśmy by zdobyć nasz pierwszy szczyt w Semien: Imet Gogo 3933m npm. Dotarcie na górę zajęło około 2 godzin. Tam, wśród zapierających dech w piersiach widoków na północ i wschód kraju, zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. Sycąc się wrażeniami wizaulnymi, posililiśmy się również czekoladą i orzeszkami. Po przerwie na szczycie czekała nas przeprawa przez wyschnięte koryto rzeki położone około 500 metrów niżej, do którego prowadziły niebezpiecznie strome, kamieniste dróżki. Gdy już stanęliśmy na dnie wąwozu, zrozumieliśmy, że jeszcze przed nami najbardziej wyczerpująca cześć dnia – wejście na kolejny szczyt: Inatye 4070m npm. Mozolna wędrówka, poprzecinana licznymi przystankami na uzupełnienie płynów i podpatrywanie bawiących się pawianów, zakończyła się sukcesem, którego nie mogliśmy w pełni docenić. Stanęliśmy na szczycie, lecz niestety nie było nam dane kontemplowanie piękna natury. Znaleźliśmy się w gęstej chmurze i widoczność ograniczona była do kilkudziesięciu metrów. Pomimmo zmęczenia szybko podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu marszu w kierunku Chennek. Ze względu na bardzo ograniczona widoczność nie widzieliśmy kilkusetmetrowych przepaści opadających parę kroków od naszej ścieżki. Podążaliśmy drogą na skraju góry nie pamiętając o strachu przed wysokością. O zmroku dotarliśmy do zaplanowanego miejsca noclegowego, które tym razem znajdowało się w przepięknej, zielonej dolinie porośniętej typową afro-alpejska florą. Tej nocy, jak i poprzedniej, byliśmy jedynymi gośćmi schroniska (nie licząc przeziębionego Czecha, który za nasza namową zrezygnował ze spania w namiocie). Wszyscy pozostali turyści z obsługą, którzy spali w obozie (ok. 20 osób) wybrali namioty.

Dzień 4.

Jedyna rzeczą, jakiej byliśmy pewni o poranku to fakt, że jeszcze tego dnia chcemy znaleźć się z powrotem w Gonderze, mieście, z którego na następny dzień lecieliśmy do Lalibeli. Nie zdecydowaliśmy się jednak na wynajęcie samochodu terenowego (taka przyjemność kosztuje – bagatela – 300 dolarów za samochód). Wiedzieliśmy za to, że, choć władze parku nie powalają turystom korzystać z ciężarówek, które wożą mieszkańców wiosek, to można spróbować szczęścia – a nuż się uda. Długo nie musieliśmy czekać. Pierwsze Isuzu na którym mogliśmy się zmieścić zatrzymało się po 30 minutach i po krótkich negocjacjach kierowca zaprosił nas na pakę. Tam dostaliśmy od innych pasażerów koce i szmaty, by się nimi przykryć! W ten sposob zostaliśsmy przemyceni przez caly park Siemen, aż do Debarku! Tam złapaliśmy ostatni autobus do Gonderu.

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć!


Niektóre widoki w górach Semien przypominaja te z Wielkiego KanionuNiektóre widoki w górach Semien przypominaja te z Wielkiego Kanionu
Niektóre widoki w górach Semien przypominaja te z Wielkiego Kanionu
Przez 24 godziny na dobę dbał o nas ochroniarz z kałasznikowemPrzez 24 godziny na dobę dbał o nas ochroniarz z kałasznikowem
Przez 24 godziny na dobę dbał o nas ochroniarz z kałasznikowem
Strome ściany i kilkudziesięciometrowe wodospady to wizytówka SemienStrome ściany i kilkudziesięciometrowe wodospady to wizytówka Semien
Strome ściany i kilkudziesięciometrowe wodospady to wizytówka Semien
Orły nad głowamiOrły nad głowami
Orły nad głowami
 
Wioska Gich na 3600m npmWioska Gich na 3600m npm
Wioska Gich na 3600m npm
Tu spędziliśmy drugą noc...Tu spędziliśmy drugą noc...
Tu spędziliśmy drugą noc...
...ale zanim zasneliśmy poznaliśmy się z gospodarzami i ich dziećmi....ale zanim zasneliśmy poznaliśmy się z gospodarzami i ich dziećmi.
...ale zanim zasneliśmy poznaliśmy się z gospodarzami i ich dziećmi.
W wyższych partiach gór wyrosły tysiace lobeli-olbrzymówW wyższych partiach gór wyrosły tysiace lobeli-olbrzymów
W wyższych partiach gór wyrosły tysiace lobeli-olbrzymów
 
Widok ze szczytu Imet Gogo, 3933m npmWidok ze szczytu Imet Gogo, 3933m npm
Widok ze szczytu Imet Gogo, 3933m npm
Podczas zdobywania kolejnego szczytu mieliśmy towarzystwo...Podczas zdobywania kolejnego szczytu mieliśmy towarzystwo...
Podczas zdobywania kolejnego szczytu mieliśmy towarzystwo...
...mieliśmy również pecha, wraz ze wzrostem wysokości mgła stawała się coraz gęstsza....mieliśmy również pecha, wraz ze wzrostem wysokości mgła stawała się coraz gęstsza.
...mieliśmy również pecha, wraz ze wzrostem wysokości mgła stawała się coraz gęstsza.
Odpoczynek na szczycie Inatye, 4070m npmOdpoczynek na szczycie Inatye, 4070m npm
Odpoczynek na szczycie Inatye, 4070m npm
Spotkanie przy wodopojuSpotkanie przy wodopoju
Spotkanie przy wodopoju
 
Góry i Karolina (w prawym górnym rogu)Góry i Karolina (w prawym górnym rogu)
Góry i Karolina (w prawym górnym rogu)
Początek końca obcowania z górami (droga do Debarku)Początek końca obcowania z górami (droga do Debarku)
Początek końca obcowania z górami (droga do Debarku)