13 zaskoczeń, które zgotował nam Zanzibar

 

Mimo tego, że nasz pobyt na Zanzibarze trwał tylko tydzień, daliśmy się nieraz zaskoczyć. Tułając się od plaży do plaży, zaobserwowaliśmy sporo zjawisk, których wcale się nie spodziewaliśmy. Dlatego specjalnie dla Was oto 13 rzeczy, które zaskoczyły nas na Zanzibarze!

    1. Zanzibar nie jest tak bardzo turystyczny, jak często można przeczytać w internecie. Spodziewaliśmy się tłumów turystów na plażach, betonowych hoteli oraz ciągłego nagabywania ulicznych handlarzy. Plaże okazały się raczej pustawe, hotele niewielkie, dyskretnie ukryte za linią palm. A nagabywanie było męczące tylko w kilku miejscach. Pomimo tego, że usługi turystyczne takie jak taksówki, wycieczki po wyspie czy snorkeling, są ogólnie dostępne, turystyka masowa nie jest tak zauważalna jak się obawialiśmy.
    2. We wszystkich pokojach znajdziecie moskitiery, natomiast komarów w zasadzie nie widać (byliśmy w styczniu, a więc w środku pory suchej). Pomimo lokalizacji podrównikowej (ocean Indyjski), nie ma tu ani malarii, ani gorączki dengi.
    3. Spodziewaliśmy się że Zanzibar będzie bardziej rozwinięty. Od lotniska, po sklepy, domy czy ludzi, poziom rozwoju kraju jest podobny do Sri Lanki, a więc niski. W szczególności lotnisko na Zanzibarze to barak, a nowe, do połowy zbudowane czeka od 4 lat aż skorumpowani urzędnicy i politycy się dogadają.

    1. Zaskoczyły nas ceny. Nie jest tak tanio jak można by mieć nadzieję. Jedzenie (w restauracjach) jest raczej drogie, bo dostępne głównie w  hotelach, resortach i kurortach. Tylko w Stone Town i Nyungwe można znaleźć restauracje, które nie przynależą do hoteli. Wiele z noclegów jest bardzo drogich (100 dolarów i więcej), ale na szczęście można też znaleźć tańsze, głównie w mniejszych hotelach i Airbnb. Więcej o cenach już wkrótce w poście zawierającym informacje praktyczne.
    2. Choć Tanzania to kraj muzułmański, niektórych rzeczy na Zanzibarze chyba nie widać z nieba. Alkohol jest dostępny w każdej restauracji hotelowej: są wino, piwo, i mocniejsze alkohole. Narodowym koktajlem jest dawa wykonana na bazie alkoholu z trzciny cukrowej. Przypomina Caipirinię. Jest dobra.
    3. Pomimo dostępności internetu i powszechności smartfonów ludzie wydają się żyć ciągle życiem w realu. Dla przeciętnego mieszkańca Zanzibaru internet na miesiąc za 5 dolarów jest zbyt drogi, nawet jeżeli danie w restauracji może kosztować 10 dolarów.
    4. I tutaj docieramy do jednego z kluczowych problemów Zanzibaru, którym jest kolonizacja ekonomiczna. Większość resortów i hoteli jest własnością obcokrajowców, przeważnie Europejczyków, często Polaków (o tym za chwile). Więc niezłe przychody uzyskiwane z drogich pokoi i restauracji są niestety wyprowadzane z kraju i niewiele zostaje dla mieszkańców. Kwestią otwartą pozostaje jednak co by było, gdyby Europejczyków tu nie było.
    5. Nie spodziewaliśmy się, że Zanzibar będzie tak otwarcie skorumpowany. Policjanci stoją przy drodze, zatrzymują większość przejeżdżających samochodów i, jeżeli w samochodzie jedzie turysta, nie ma szans, żeby uniknąć zapłacenia łapówki.
    6. Na wyspie można spotkać Masajów. Masajowie to rdzenni mieszkańcy Tanzanii i Kenii. Na co dzień zajmują się wypasem krów w buszu. Za pasem noszą nóż, który pomaga im pozbyć się głodnych lwów czyhających na ich bydło. Ale co u licha robią oni na Zanzibarze, gdzie nie ma ani jednego lwa? Cóż. Sprzedają pamiątki na plaży. I są jacyś tacy inni od tubylców. Nawet zachowują się inaczej.

  1. Na Zanzibarze nie widzieliśmy starych ludzi. Najstarsze osoby, które spotkaliśmy miały ok. 50-60 lat. Podobno najbardziej wiekowe osoby rzadko wychodzą z domu. Prawda też jest taka, że średnia długość życia to niewiele ponad 65 lat (World Bank, 2015). To 13 lat krócej niż Polsce i prawie 20 lat krócej niż w Japonii!
  2. W roku 2016, Zanzibar jako półautonomiczny region Tanzanii, jako pierwszy w Afryce wschodniej wprowadził emerytury dla obywateli w wieku 70+. Suma jaką dostają nie jest imponująca, bo to zaledwie $9, ale od czegos trzeba zacząć
  3. W każdej prawie miejscowości odkrywaliśmy miejsca będące własnością ludzi z Polski, niekiedy nawet obwieszone polską flagą. Podobno jest ich coraz więcej. My zajrzeliśmy do Pili Pili w Jambiani, prowadzonego przez Denisa (typowe polskie imię), Zanzibar Bandas w Matemwe (prowadzone przez muzyczno-artystyczną parę z Krakowa) jak również nowo otwarty Zanzibar Magic w Matemwe.
  4. Morze jest bardzo płytkie w odległości 500-1000 metrów od brzegu, więc przypływy i odpływy zmieniają zupełnie wygląd plaży. Kiedy jest odpływ, plaża jest olbrzymia i przechodzi w płytkie bajoro, często pełne wodorostów, z wodą głęboką na ledwie kilkadziesiąt centymetrów.

6

3 Comment threads
3 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
4 Comment authors
najnowsze najstarsze most voted

Zanzibar to moje marzenie! Zdjęcia robią wrażenie, bardzo przydatny wpis, obala różne mity, nie wiedziałam, że tam jest tylu Polaków. Pozdrawiam!

Niech marzenie się spełni! Pozdrawiamy!

ALICJA

Jak to jest z tymi odpływami i przypływami? Są mocno uciążliwe, jeśli chce się pływać? Ile trwa takie zjawisko?

Hej. Na plażach gdzie można pływać (bo nie ma tam upraw alg/ jeżowców co pół metra/ kiteserferowców/ nie jest płytko do kolan) na przykład w miejscowości Nungwi (2 i 3 zdjęcie od końca) odpływy zupełnie nie przeszkadzały w pływaniu. Życzymy udanych wakacji, Zanzibar to raj!

Marcin

Hej, w waszym poście jest chochlik:
– restauracji lokalnej, rdzennej ludności jest dużo. W każdym mieście nawet tych małych znajdziemy knajpę gdzie zjemy miejscowe specjały, owoce morza, ryby czy kurczaka. Nie są to standardy europejskie- zapomnij- ale jest zazwyczaj umiarkowanie czysto i schludnie a żarcie obłędne.
Cen na menu nie znajdziesz, więc można zapłacić i 10$ dolarów jak w artykule wspomniano albo 3-4$ które my płaciliśmy.
Szczerze polecam lokalna kuchnię, a nie uciekanie do zagranicznych knajp gdzie w menu są burgery/pizze czy pasty.

Marcin, dzięki za informację. Jak pojedziemy kolejnym razem na tą wspaniałą wyspę, to poszukamy takich lokalnych barów. Przypominam sobie ze bylismy w jednej w Jambiani village i w Stone Town, ale to tyle. W Nungwi i Paje wiekszość restobarów była nie w hotelach, ale na plaży, standardem raczej nazwałabym je lokalnymi, ale ceny były wysokie. Jesli masz jakies ulubione lokalne knajpki to prosze napisz ich nazwę i lokalizację. Podziel się!