Dawno, dawno temu, kiedy Birma właśnie przyjmowała buddyzm jako religię, był sobie władca, który postanowił dać wyraz swoim nowym przekonaniom religijnym. Rozpoczął on – trwające potem przez ponad 200 lat – dzieło budowy setek świątyń i stóp buddyjskich w zakolu rzeki Irrawaddy. Po 8 wiekach, wiekszość z tych budowli wciąż trwa w hołdzie dla Buddy…
Bagan odwiedzają rocznie tysiące gości i jest to pewnie najbardziej turystyczne miejsce jakie odwiedziliśmy w Birmie. Nie czuliśmy sie jednak przytloczeni jego popularnością, gdyż mimo wszystko przyjeżdża tu relatywnie niewielu ludzi, a dzięki temu, że świątynie znajdują się na rozległym terenie, łatwo odnaleźć miejsca gdzie nie zagląda prawie nikt.
Rower to najdogodniejszy środek transportu po okolicy i przez kolejne 2 dni pedałowaliśmy ile sił w nogach by zobaczyć porozrzucane po dżungli, na terenie o powierzchni 20 km2, słynne budowle. Wiekszość świątyń została wzniesiona pomiedzy XI a XIII wiekiem. Do budowy praktycznie wszystkich użyto czerwonej cegły (w tym czasie w Polsce budowano Wawel; z drewna). Niestety na przestrzeni wieków Bagan nawiedzały liczne trzesięnia ziemi i powodzie, ktore sukcesywnie niszczyły konstrukcje. Po sporym trzęsieniu ziemi w 1975 roku, dzięki wsparciu UNESCO znaczna cześć z nich została odrestaurowana i wzmocniona, ale są też takie z których pozostał jedynie gruz.
Zwiedzając wielki obszar Bagan znaleźliśmy 3 rodzaje świątyń: olbrzymie, do których można wejść, przywitać się z Buddą i przespacerować dookoła wąskimi korytarzami, inne, również spore, na które można się wdrapać, poczuć wiatr we włosach i odnaleść horyzont oraz niewielkie, które podziwialismy sie z zewnątrz. Wszystkie razem wzięte tworzą niesamowity, bajkowy krajobraz.
Bez żadnych wątpliwości Bagan to wyjątkowe miejsce i warto tu spędzić nawet tydzień. My niestety musieliśmy opuścić ten magiczny zakątek Birmy po niespełna trzech dniach…