Decyzja podjęta. Wyruszamy!
Teraz już wiemy, że grzechem byłoby nie pojechać do Petry będąc tak blisko niej. Wiemy też, że choć jest tak blisko, to sama podróż może przedłużać się w nieskończoność… Dotarcie z Tel Awiwu do Wadi Musi (miasteczka u stóp Perty) kosztowało nas 12 godzin! Wypożyczonym samochodem o 7 rano wyruszyliśmy z Tel Awiwu w stronę krateru Ramon na pustyni Nagew. Dotarcie nad krater (o którym więcej przeczytacie klikajac tutaj ) zajęło nam 2 godziny. Tam, podziwiając kreatywność natury, spożyliśmy pierwszy posiłek tego dnia. Około godziny 10 wyruszyliśmy w stronę Eilatu, miasta na obrzeżach którego znajduje się przejście graniczne pomiędzy Izraelem a Jordanią. W Eilacie nie mieliśmy szczęścia, gdyż właśnie 8 listopada zorganizowano maraton, skutkiem, czego wiele ulic zostało wyłączonych z ruchu, a zorganizowane objazdy spowodowały paraliż na drogach i potworne korki… Żeby dostać się na granicę zostaliśmy pokierowani przez policje na drogę, która okazała się być off-road-em. Jadąc nią kierowaliśmy się znakami BORDER CROSSING CLOSED, a na końcu przejechaliśmy wąwozem, gdzie po jednej stronie mieliśmy pole minowe, a po drugiej gaj palmowy…
Granica Izraelsko-Jordańska
Przy granicy zostawiliśmy samochód. Formalności na granicy trwały około 30 minut. Niestety przekraczając granice lądowa należy uiścić opłatę wyjazdowa z Izraela w wysokości 100 ILS za osobę. Wiza jordańska przyznawana jest na miejscu (wiza irańska w paszporcie nie stanowi problemu, ale wzbudza nie lada zainteresowanie :) )
Jesteśmy w Jordanii!!
Z granicy wzięliśmy taksówkę (nie ma innej możliwości dojazdu) do najbliższego miasteczka Aqaba. Gdy dotarliśmy na miejsce skąd odjeżdżają busy do Petry okazało się ze najbliższy odchodzi o godzinie 8 rano na następny dzień. Stwierdziliśmy, więc że pojedziemy lokalnym busem do miasta Maam, a potem jakoś dostaniemy się dalej… W busie jechało około 25 mężczyzn i 2 kobiety (ja-Karolina i szczelnie zakryta chustami Jordanka). Po drodze okazało się, że jedzie z nami 5 facetów z Bangladeszu, którzy pracują w pobliskiej kopali soli i wiozą ze sobą sporą ilość alkoholu… straż przygraniczna wyczuła to na odległość. W busie poznaliśmy mężczyznę, który był pierwszą osobą w Jordanii, która mówiła po angielsku. Okazało się ze jedzie w naszą stronę, więc wspólnie wzięliśmy taksówę do miasteczka u stóp Petry. Po drodze pojechaliśmy na aromatyczną kawę z kardamonem! Pycha!
Kilka faktów z życia Petry
Petra to starożytne, wykute w wapiennej skale miasto, którego początki sięgają IV wieku p.n.e. Wtedy to koczownicze plemię Nabatejczyków osiadło na otoczonym górami płaskowyżu w południowo-zachodniej części obecnej Jordanii. Petra znajdowała się na styku dwóch wielkich szlaków handlowych: pierwszy łączył Zatokę Perską z Morzem Śródziemnym, a drugi Syrię z Morzem Czerwonym. Dzięki zaradnym mieszkańcom, którzy wyszli naprzeciw potrzebom kupców i ich wielbłądów, oferując uzupełnienie zapasów wody i jedzenia, odpoczynek oraz inne usługi osada szybko przekształciła się w miasto. Największy rozkwit miasta przypadał na początek naszej ery: mówi się, że liczba mieszkańców dochodziła wtedy do 40 tysięcy. W czasach nowożytnych Petrę odkrył na nowo dopiero w 1812 roku szwajcarski podróżnik i badacz Bliskiego Wschodu. W 1985 roku Petra została wpisana na listę UNESCO, a w 2007 roku starożytne miasto Nabatejczyków ogłoszono jednym z siedmiu nowych cudów świata.
Nasza trasa
Poniższą 9-godzinną trasę zarekomendowała nam Brytyjka, która ostatnie 10 lat spędziła na prowadzeniu małego hotelu w Wadi Musa. Po przejściu ponad kilometrowego wąwozu Al Siq, dotarliśmy do najbardziej znanej budowli w Petrze, tak zwanego Skarbca (Kazmeh). Kilkaset metrów za skarbcem odbiliśmy w lewo i odtąd przez kolejne 3 godziny wędrowaliśmy sami.
Pięliśmy się do góry stromymi schodami by w końcu dotrzeć do miejsca składania ofiar bogom (Sacrifice Palace), skąd rozpościerał się widok na okolicę. Potem kierowaliśmy się w dół mijając kolejne grobowce, miejsca kultu i jaskinie. Za Nieskończonymi Grobowcami (Unfinished Tombs) skręciliśmy w prawo, by dostać się na drogę prowadzącą do monasteru (Ad-Deir), który zrobił na nas największe wrażenie. Na pierwszy rzut oka podobny jest do Skarbca, ale od niego większy, prezentuje się majestatycznie na tle rysujących się w oddali pagórków. Po krótkim odpoczynku oraz wypitej herbacie w miłym towarzystwie ruszyliśmy z powrotem tą samą drogą, by na dole odnaleźć główną, wysadzaną białym kamieniem drogę, potem aleję kolumn, która prowadziła do świętego dystryktu (Grand Temple). Po południu dotarliśmy do wspaniałych grobowców królewskich, które wykute zostały w zboczu góry ciągnącej się po lewej stronie głównej drogi, naprzeciwko amfiteatru. O zachodzie słońca, zmęczeni, ale oczarowani wspaniałą architekturą współgrająca z naturą, dotarliśmy do końca tunelu skalnego Al-Siq, gdzie 9 godzin wcześniej zaczynaliśmy naszą wędrówkę po Petrze.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć :)