X

Zaduch i zaduma nad ruinami Angkor Wat

Jest parno. Kolejny prysznic nie pomaga. 30+ stopni. Siedzimy w niewielkiej restauracji w Siem Reap, mieście nieopodal granicy z Tajlandią. W pobliżu Siem Reap znajduje się największa duma mieszkańców Kambodży – majestatyczna świątynia Angkor Wat i otaczające ją kilkaset innych, nazywane po prostu Angkor. Jemy śniadanie – omlet z warzywami, kawa, sok z papai i ananasów. Nasze typowe śniadanie w podroży.

Wczoraj wstaliśmy przed świtem, by o 5 rano wyruszyć na rowerach na tour po świątyniach. Kompleks znajduje się 5 kilometrów od miasta. Miasta, które w ciągu ostatnich 20 lat zmieniło się w największy ośrodek turystyczny w Kambodży, pełen hoteli, restauracji, barów, masażystów, sprzedawców pamiątek i koszulek ze słoniami i majtek Calvin Klein, kierowców taksówek i tuk tuków.

Kompleks wokół Angkor jest niczym Piramidy w Egipcie, Wielki Mur w Chinach, czy Taj Mahal w Indiach. Dziś każdego dnia odwiedzany jest przez tysiące turystów. Dlatego nasze spotkanie ze świątyniami to mix rożnych wrażeń. Z jeden strony dotykamy murów niezwykłych budowli wzniesionych mniej więcej wtedy, gdy w Polsce rozkręcał się Krzywousty, pokrytych setkami płaskorzeźb. Czytamy o tym jak gigantycznym przedsięwzięciem dla ówczesnej cywilizacji Khmerow była ta budowa. Z drugiej – nie sposób uchronić się przed tłumami zwiedzających. Tabuny turystów obwieszonych aparatami, głównie przybyszów z Chin, przetaczają się przez wszystkie świątynie, skutecznie uniemożliwiając nam poczucie atmosfery miejsca. W latach 80-tych do Angkor przyjeżdżało kilka tysięcy osób rocznie. Dziś, ponad milion. Miedzy głównymi świątyniami, które oddalone są od siebie o parę kilometrów jeździmy na rowerach, przez co jeszcze bardziej dają nam się we znaki dziesiątki busów, autobusów i taksówek, które mijają nas na drodze pokrywając wynajęte rowery, wraz z nami, czerwonym kurzem.

Dziś Angkor w wielu miejscach to praktycznie ruiny. Potężna Angkor Wat to najlepiej zachowana budowla, choć czasy swojej świetności ma już dawno za sobą. Większość świątyń jest bardzo zniszczona, czasem to po prostu zarośnięta mchem kupa kamieni. Poza Angkor Wat, największe budowle to Bayon – pokryta wielkimi twarzami Buddy oraz Ta Prohm – opleciona korzeniami drzew. Niektóre ze świątyń są w trakcie renowacji.

Dla wielu turystów odwiedzających Tajlandie, Angkor to tylko dodatkowa atrakcja po drugiej stronie granicy. Przyjeżdżają na parę dni, po czym zaraz wracają do Tajlandii. Natomiast wiele osób planujących przyjazd i poznanie Kambodży zastanawia się czy w ogóle odwiedzić Angkor. Nasza refleksja na ten temat nie daje jednoznacznej odpowiedzi… Angkor to miejsce, które chce się zobaczyć. Zobaczyć, co cywilizacja ludzka była w stanie stworzyć prawie tysiąc lat temu. Nawet, jeżeli budowa była prawdopodobnie okupiona setkami ofiar (kiedy buduje się ku czci Bogów, któż będzie o tym myślał?).

Ale jest to też miejsce, którego już praktycznie nie da się odebrać w taki sposób, jaki by się chciało. Odebrać tak by naprawdę zobaczyć Angkor, by móc pobyć przez chwile sam na sam z otoczeniem, by móc wczuć się w atmosferę. Birmańskie Bagan – skromniejszy brat Angkoru – robi nieporównanie większe wrażenie (kiedy tam byliśmy, najbliższą miejscowością była niewielka wioska, a świątynie były prawie puste).

Więc czy jechać? Tak, jechać. Ale bez oczekiwań i zbyt dużych planów. Bo dobry czas na zwiedzanie Angkor już niestety minął.

 

Świątynia Angkar Wat - duma wszystkich mieszkańców Kambodży
 
...zewsząd spoglądaly na nas olbrzymie oczy Buddy.
i małpy...
 
Do niektórych budowli wkrada się dżungla,
 
Świątynie kompleksu Angkor ozdobione są przez niezliczone płaskorzeźby. Wiele z nich to jedynie niedoskonałe repliki oryginałów, które nie dotrwały do współczesności.
ale najwięcej jest chyba turystów!
 
Teraz świątynie zamieszkują pająki...
 
Mali mieszkańcy okolic Siem Reap, często zamiast w szkole, spędzają czas wśród świątyń, próbując zarobić sprzedając pamiątki.
 
Największe wrażenie zrobiła na nas świątynia Bayon, gdzie...
 

 

" Michal : ."

Zobacz komentarze (1)

  • eee - nie jest tak źle z tym Angkorem, zawsze można wybrać się w porze popołudniowej i zrobić sobie dużą pętlę, uniknie się większości japońskich aparatów! byłem 2 lata temu, ale czuję że odwiedzę raz jeszcze podczas tegorocznego wyjazdu, choćby po to żeby nadrobić zdjęcia połknięte wtedy przez jakiś syf z pendriva :-) pozdrawiam i szczęśliwej podróży!