Uwaga! Na wyspie Koh Rong pod koniec 2012 roku notowane były coraz częstsze przypadki zachorowań na dengę. I to nie jest plotka! Dlatego polecamy sprawdzenie w sieci jak w tym momencie wygląda sytuacja na wyspie!
Wylatując z Polski, obok odwiedzenia Ankor Watu, odkrywania tajemnic wysp na Mekongu i kąpieli pod wodospadami w Ratanakiri, planowaliśmy również błogie lenistwo na jednej z 13 kambodżańskich wysp. Informacje w sieci czy popularnych przewodnikach na temat archipelagu są bardzo skapie i często nie podają nawet podstawowych informacji, które pomogłyby w ostatecznym wyborze wyspy.
Prom na Koh Rong odpływa z Sihanoukville, miasteczka, które za względu na swoje nadmorskie położenie stało się mekką dla wszelkiej maści turystów-wczasowiczów, podróżników z plecakami, jednostek szukających sensu życia w Azji, a już na pewno dla ludzi kochających głośne i tłumne imprezy na plaży. Z Sihanoukville organizowane są jednodniowe wycieczki na pobliskie wyspy (Koh Russei, Koh ta Kiev) podczas których główną atrakcją jest zaliczanie wysokoprocentowych koktajli w niedawno powstałych tam barach.
Do Sihanoukville dotarliśmy późną, deszczową nocą 22 listopada. Tam, w jednym z guest house’ów przy plaży Serendipity (http://www.home-cambodia.com/) przywitał nas uśmiechnięty Francuz, z którym kilka minut później rozmawialiśmy przy barze sącząc powitalnego drinka. Kiedy usłyszał, że rano planujemy odpłynąć na Koh Rong, w trosce o nasze zdrowie, doradzał nam zmianę planów. Rzekomo, na wyspie od kilku dni nie było bieżącej wody, podobno zanotowano przypadki zatrucia salmonellą oraz zarażeń dengą (choroba tropikalna przenoszona przez komary). Po dłuższym drążeniu tematu pracownik hotelu obiecał, że nazajutrz zadzwoni do ‘swojego człowieka’ na wyspie i sprawdzi dla nas jak sprawy się mają. Na nasze szczęście rano okazało się ze mamy zielone światło i możemy kupować bilety na prom!
Prom, a raczej jego miniaturka, wraz z garstką ludzi, koszami wypełnionymi jedzeniem, workami cementu oraz ogromnymi pojemnikami z lodem odpłynął punktualnie o godzinie 13. Po niespełna 3 godzinach podróży dopłynęliśmy do wyspy. Od razu przystąpiliśmy do szukania noclegu, nie wiedząc jeszcze, jakim okaże się to być wyzwaniem… Na plaży, do której przycumował nasz stateczek znajdowało się 5 eko-resortów w postaci chatek zbudowanych z bambusa i liści palmowych oraz kilku restauracji które oferowały bardzo skromne pokoje na piętrze. Niestety okazało się ze popyt na noclegi na wyspie przewyższa podaż i wszystkie łóżka są zarezerwowane na kilka dni do przodu. Trochę przerażeni wizją spędzenia nocy na plaży, bez prysznica …co w takich temperaturach jest mało komfortowe, postanowiliśmy spróbować szczęścia po lewej stronie molo do którego przycumowaliśmy. Bingo! Okazało się, ze jest tam mała osada rybacka, gdzie rzadko zaglądają turyści. ‘Room?’ – nieśmiało szepnął mijający nas ciemnoskóry mężczyzna.
Trzy słowa, jakie najlepiej opisałyby wyspę Koh Rong? Hmmm, bardzo ciężko wybrać te najwłaściwsze. Opowiem, zatem krótka historię, jaką usłyszałam od osoby pracującej w jednej z restauracji na wyspie: 5 lat temu do Sihanoukville przyjechała grupka młodych mężczyzn z Turcji, jeden z nich zakochał się w dziewczynie, która pracowała w hotelu przy plaży. Pomimo wielu starań kobieta nie zgodziła się na spotkanie, podała mu jedynie numer telefonu. Po upływie niespełna roku mężczyzna wrócił nad wybrzeże i odnalazł kobietę, która teraz jest jego żoną. To on wpadł na pomysł, by stworzyć pierwszy eko-resort na wyspie Koh Rong, a w listopadzie 2012 roku było ich już 5.
Tak rozpoczęła się turystyka na wyspie. Rdzenni mieszkańcy wyspy są wdzięczni Turkowi za to, co zrobił, a zrobił dla nich wiele. Stworzył namiastkę zaplecza turystycznego i zaprosił podróżnych, którzy zostawiają tu swoje pieniądze, tym samym dając wielu osobom pracę (sklepikarze, rybacy, ludzie pracujący w gastronomi itd.), zorganizował darmowy i regularny transport na kontynent, wybudował spalarnię śmieci oraz wprowadził nakaz recyclingu (np. puszek aluminiowych, które odpływają do Sihanoukville kilka razy w tygodniu). Na wyspie czas płynie powoli, każdy znajdzie coś dla siebie: zimne piwo, świeże soki, smaczną rybę, thc hodowane w ogrodzie, wygodny fotel w cieniu drzew lub rozgrzany piasek. A gdy leniuchowanie się znudzi, za mały nominał $$ można wynająć łódkę i przedostać się na inne plaże czy pobliska bezludną wyspę ze świątynią, snorklować w poszukiwaniu kolorowych rybek. Jeśli komuś nie straszne upały i wilgotność powietrza to może przedostać się przez dżungle na inna, najdłuższą plażę na wyspie. Podczas takiej wycieczki konieczne jest pełne obuwie, duży zapas wody i mocne ręce, które pomogą utrzymać równowagę i bezpiecznie zejść po skałach trzymając się lian i lin na plażę, gdzie piasek konsystencją i kolorem przypomina mąkę tortową…