Kupujemy lamy :)

 

Wysiadłam z auta i usłyszałam przeraźliwy ryk. Podeszłam bliżej i zobaczyłam lamy.  Sfotografowałam je. Upatrzyłam sobie jedną, taką czyściutką. Podeszłam bliżej. Dotknęłam jej miękkiego futra, chciałam się przytulić. Nagle poczułam, że mnie opluła! Zamurowało mnie…

Gęsta klejąca się wydzielina rozciągnęła się po lewym rękawie mojego pistacjowego sweterka. Lamowa własność dosłownie i kolorystycznie wtopiła się w ubranie. Gdy dotarło do mnie co się stało, natychmiast zrzuciłam plecak i zaczęłam szukać przywiezionych jeszcze z Polski chusteczek. Wiedziałam, że gdzieś tam są. Oczywiście schowały się na samym dnie i były ostatnią rzeczą jakie wygrzebałam z plecaka. Są! – krzyknęłam. Szybko oswobodziłam ubranie z tego nie-mojego czegoś.  Głośno wypuściłam powietrze z płuc, rozluźniłam ramiona i zaczęłam się śmiać!

W centralnym Ekwadorze, wysoko w Andach, na obrzeżach miasteczka Saquisili, co czwartek organizowany jest targ bydła, na który zjeżdżają się tłumnie autochtoni w pobliskich wsi. Można na nim kupić i sprzedać zwierzęta te znane w Europie i te charakterystyczne dla Ameryki Południowej. Atrakcją na targu nie są tylko zwierzęta, ale i ludzie. Dla nas – elegancko ubrane kobiety,  trochę nieadekwatnie do okazji, odziane w tradycyjne mieniące się kolorami chusty i spódniczki do kolan. Noszą starannie zaplecione kruczoczarne warkocze i obowiązkowe welurowe kapelusze. Dla nich – my,  gringos z dużymi plecakami i aparatem.